Przebój formacji Weekend pt. „Ona tańczy dla mnie” był motorem napędowym, prowadzącym do powrotu disco polo na muzyczne salony. Radek Liszewski, postanowił pójść za ciosem i sprawdzić się na rynkach zachodnich z anglojęzyczną wersją – „She dances for me”. Czy z piosenką, jest jak z kotletem, który dwa razy odgrzewany nie smakuje już tak dobrze? Zapraszam do lektury.
„Ja uwielbiam ją, ona tu jest…„- po raz pierwszy ten hit, jak pamięć mnie nie myli, usłyszałem w kwietniu 2012 roku. Pomyślałem, piosenka jak piosenka – nic specjalnego. Ehh, później okazało się, jak bardzo się myliłem. Wszystko zaczęło się od siatkarskiej imprezy w Starych Jabłonkach, gdzie rozgrywany był międzynarodowy turniej. Publiczność podchwyciła ten przebój i zaczęła do niego tworzyć nawet choreografie. Później wydarzenia, potoczyły się już lawinowo…W klubach, dyskotekach, nawet w przejeżdżających odpicowanych brykach słychać było „Ona tańczy dla mnie”. Padł rekord jeżeli chodzi o wyświetlenia teledysku w serwisie Youtube. Na obecną chwilę klip obejrzało, ponad 77,5 miliona ludzi. Gdy słyszę po raz dwusetny ten przebój, przyznam – krew mnie zalewa. Oczywiście, darzę wielkim szacunkiem Radka za całość dorobku artystycznego i za to jakim jest człowiekiem. Zresztą wiadomo, co za dużo – to nie zdrowo. Ochoczo wypatrywałem zapowiadanej od jakiegoś czasu wersji angielskiej. Czy ulepszony przepis muzyczny, o cztery gramy języka angielskiego będzie wykwintnym, muzycznym daniem? Ocenę, zostawiam Wam.
„Ona tańczy dla mnie”
„She dances for me”
fot. weekend.fm